Kręgliccy | Ćwierć wieku w branży
Wyobraź sobie (albo wróć pamięcią, jeśli możesz:>), że jest 1989, Warszawa, i ktoś wpada na pomysł, (ba! Realizuje go) żeby otworzyć chińską restaurację. Dostawców potrzebnych produktów jest taki wysyp, że nawet tofu robią sami. Zapał i chęć sprawdzenia się w gastronomii były tak silne, że trwają do dziś…
Tak powstała pierwsza chińska restauracja w Warszawie.
Niedługo później siostrzana w Poznaniu, tylko po to by przekonać się, że kopiowanie pomysłu ich nie kręci, wolą różnorodność.
O kim mowa? O, najogólniej mówiąc, Kręglickich.
Komuś z Was udało się przez te 25lat nie trafić do ani jednej z ich restauracji? Jeśli tak to warto to nadrobić.
Po Mekongu przyszła pora na kuchnię meksykańską, czyli El Popo. Dalej grecką – Santorini, włoską Chianti, znowu grecką Meltemi, hiszpański Mirador i francuski Absynt, otworzony w miejscu Mekongu, wyróżniany michelinowskim „Bib Gourmand”. Dwie ostatnie znikają z mapy Warszawy ewoluując w innej projekty. Szefowej Absyntu powierzono pieczę nad Opasłym Tomem PiWu. Stało się tak ku naszej, i nie tylko naszej uciesze, bo dopiero w Opasłym Tomie Agata Wojda może totalnie wykorzystać kulinarną wyobraźnię i tworzyć autorską kuchnię, niczym nieskrępowaną. Równie oryginalnym projektem jest Piąta Ćwiartka, restauracja ukryta w Arkadach Kubickiego, skupiająca się na wykorzystaniu podrobów. Jeszcze innym bytem jet Forteca. Kolosalny wysiłek włożony w odrestaurowanie Fortu Legionów. Tak wyglądał „przed”.
Kręgliccy, czyli Agnieszka i Marcin, mąż Agnieszki – Piotr Petryka, żona Marcina – Beata, a ostatnio również ich córki.
Sukcesu nie byłoby gdyby nie intuicja w doborze współpracowników. Obecnie rodzina zatrudnia około 150-200. Pośród nich Szefowie Kuchni, którzy szefują swoim restauracjom na co dzień, nadając indywidualny charakter, wprowadzając sezonowe nowości.
Przez 25 lat dali radę na niełatwym i ciężkim do zrozumienia rynku, tak jeśli chodzi o odbiorców jak i dostawców. Wpłynęli na oczekiwania, doświadczenia smakowe nas wszystkich. Spełnili rolę edukacyjną. Dzięki zaangażowaniu w ruch Slow Foodu, oraz udostępnienie Fortecy rolnikom zrobili dużo dobrego dla siebie, prywatnie jak i swoich restauracji, ale także dla nas, prywatnych odbiorców. Zasugerowali (słusznie;>) i wspierali niektórych z wystawców, jak na przykład Pana Ziółko.
Stąd ciężko gratulować i docenić jedynie restauracyjne osiągnięcia. Przy takim zaangażowaniu i oddaniu tematyce wykracza to daleko poza stricte gastronomiczne sukcesy.
Może i brakuje w Warszawie rodzin, które nieprzerwanie, „odprzedwojny”, pomimo konfliktów zbrojnych, kataklizmów, czy układów politycznych, przekazują sobie sztafetę gastronomicznej zajawki. Może brakuje miejsc, które trwają pod tym samym adresem, robiąc taką samą dobrą robotę, od set lat.
Za to wiem, że będą takie rodziny i takie miejsca, które mam nadzieje już w spokojniejszych czasach będą mogły się rozwijać i trwać.
Ba! Już są.
Na przykład Kręgliccy:>
25 lat w trudnej, gastronomicznej branży.
Z każdym dniem tylko lepsi. Nie ma nudy, nie ma osiadania na laurach.
Oby drugie i trzecie tyle!:D
Najbliższa okazja do spotkania z Panią Agnieszką >tu<,
a z nami… jutro, na Fortecy:>
Kto pierwszy po truskawki, ten lepszy! Do zo!
Pozostając w temacie, rzuć okiem na:
nasze wrażenia z Opasłego Tomu, swoją drogą pozostałym restauracjom też najwyższa pora założyć albumy;>
zeszłoroczne wydarzenie, poświęcone szparagom
prześwietne warsztaty szparagowe
i finalnie kolację filmową, z której każde danie robiło spore wrażenie, a niektóre wspominamy do dziś. Hm, jak ser zagrodowy z owocami i miodem, albo piwny mus… oj tak. Wiem, wiem, spaczenie deserowe, tak mam;>